CAROLINE
Już od pół
godziny stałam pod prysznicem, pozwalając wodzie zmyć ze mnie wszystkie
uczucia. Złość, strach, miłość, nienawiść, żal… Tworzyły one potworną
mieszankę, która rozdzierała mi serce.
W końcu
przekręciłam kurek, zatrzymując przepływ wody. Wyszłam z kabiny i bez większych
chęci założyłam bieliznę, wciągnęłam obcisłe jeansy i luźną kozulę. Rozczesałam
włosy i zrobiłam makijaż , z równie małym zapałem. Za wiele się zdarzyło. Najchętniej
wróciłabym z powrotem do łóżka i nigdy już stamtąd nie wychodziła.
W jeden
wieczór wszystko legło w gruzach. Knuliśmy przeciw Klausowi i to, jak się
okazuje, nieudolnie. Dowiedział się o planie zabicia go, wymordował swoje hybrydy,
a potem również matkę Tyler’a. Tyler… Kiedy tylko się dowiedziałam, poszłam do
niego. Ale zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Wiedziałam, że śmierć mamy go
rozbiła, ale chciałam być przy nim. Najwidoczniej potrzebuje czasu. Kocham go,
więc mu go dam.
Moje myśli
zaraz przeszły na Klausa. Powinnam go nienawidzić, ale nie mogłam zdefiniować
do końca co czułam. Chciałabym go zabić za to co zrobił, ale… Czemu zawsze musi
być jakieś ale? Jeszcze wczoraj był mi wstyd, bo Klaus nie zrobił niczego,
czego inne wampiry by nie zrobiły. Wszyscy krzywdziliśmy ludzi. Tak długo
pracował na stworzenie swojej hybrydzie rodzinki, a teraz sam musiał ich zabić.
I znów został sam.
Przeszły po
mnie dreszcze. Czyżbym współczuła tej kreaturze? Jesteś zbyt wyrozumiała dla
ludzi, Caroline… To obrzydliwe monstrum, jemu nie można współczuć.
Z jakiegoś
powodu moje myśli nie zabrzmiały dla mnie przekonująco, ale miałam już dosyć
tego wszystkiego, więc po prostu poszłam do kuchni na śniadanie.
KLAUS
Nie było
jeszcze nawet dziesiątej rano, a ja siedziałem w Grillu popijając whisky. Czemu
przyszedłem do baru tak wcześnie, pytacie? A-a-a, haczyk! Nie przyszedłem tu
dzisiejszego ranka! Ja po prostu od wczoraj stąd nie wyszedłem!
Kurwa,
schlałem się w trzy dupy.
- Może już
Ci wystarczy, co? – powiedział, patrząc na mnie z politowaniem, czarnoskóry
barman.
- Póki mój
portfel zasila waszą kasę, nie powinieneś mieć żadnych obiekcji co do ilości spożywanego
przeze mnie alkoholu – wysyczałem. – Jeszcze mi dolej.
Mężczyzna
nie powiedział nic, ale biło od niego politowanie względem mojej osoby. Pewnie uznał
mnie za żałosnego pijaczynę.
Uniosłem do
ust szklankę, sącząc kolejną porcję bursztynowego płynu. Chyba pierwszy raz w
moim życiu czułem się tak rozżalony. I wściekły. Sam nie potrafiłem powiedzieć
na kogo najbardziej. Prawie straciłem życie przez durne plany tego
niewdzięcznego idioty. A nie zauważyłem tego, ponieważ w tym czasie kokietowała
mnie panna Forbes. Jakże byłem głupi! Założę się, że nawet rozstanie tej dwójki
było wyreżyserowane. Wiedziałem, że Caroline służy moim wrogom jako wabik na
mnie, że spędza ze mną czas jedynie, kiedy knują coś za moimi plecami. Ale do
tej pory nic z tym nie robiłem, bo za każdym razem upadałem na cztery łapy,
niczym kot. Zawsze to ja pociągałem za sznurki, dlatego mogłem pozwolić sobie
na niewinny flirt z tą urodziwą damą. Ale tym razem za dużo uwagi na niej skupiłem.
Po czymś
takim każdy czarny charakter na moim miejscu, postanowiłby dać sobie spokój z
tą dziewuchą. I chciałbym, Boże jak bym
chciał! Ale niemal oczywiste było dla mnie, że trochę się podąsam, a potem znów
zacznę ją adorować. Za daleko to zaszło. Tym razem utrę jej nosa. Będzie moja.
Uśmiechnąłem
się na tą myśl i łapczywym haustem dopiłem resztki znajdujące się w szklance. Uregulowałem
niemały rachunek i chwiejnie skierowałem się do wyjścia.
------------------------------------------
Hej. Więc wypadałoby się przedstawić, czyż nie? Występuję pod pseudonimem Violet M (nie, nie mam na imię Violetta; miałam po prostu taki kaprys ;p) i zainspirowana wieloma przeczytanymi opowiadaniami o Klaroline i wielką miłością do nich, postanowiłam sama naskrobać co nieco. Mam pewne doświadczenie w pisaniu, aczkolwiek nie uważam bynajmniej abym była w tej materii szczególnie dobra. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, komu spodobały by się moje wypociny. Do następnej :)